Jeśli ktoś myśli, że aby zobaczyć kawałek starożytnego Rzymu trzeba wybrać się aż do Włoch – jest w błędzie. Wystarczy odwiedzić Mysłakowice, niewielką miejscowość u stóp Karkonoszy, gdzie historia potrafi zaskoczyć bardziej niż niejeden przewodnik po Pompejach.
Na pierwszy rzut oka to spokojne, dolnośląskie miasteczko z pięknym pałacem i rozległym parkiem. Ale wystarczy podejść bliżej kościoła pod wezwaniem Najświętszego Serca Pana Jezusa, by odkryć coś naprawdę niezwykłego – dwie kolumny, które liczą sobie ponad dwa tysiące lat. Tak, dobrze czytacie: dwa tysiące!
Trudno w to uwierzyć, ale te smukłe, kamienne świadectwa starożytności trafiły tu aż z południa Włoch, prawdopodobnie z samej okolicy Pompejów. Tam, gdzie w 79 roku naszej ery Wezuwiusz zniszczył miasto, pogrzebując jego mieszkańców pod tonami popiołu. Przez wieki zapomniane, kolumny – podobnie jak wiele innych fragmentów tamtych czasów – zostały odkryte dopiero w XVIII wieku, podczas wykopalisk archeologicznych. I tak, poprzez królewskie gesty i historyczne przypadki, dotarły aż tutaj, pod Śnieżkę.

Historia ich podróży jest równie fascynująca jak same Pompeje. Otrzymał je w darze król pruski Fryderyk Wilhelm III od króla Neapolu – być może z wdzięczności, a może z przyjaźni. W tamtym czasie w Mysłakowicach trwała budowa pierwszego w historii miejscowości kościoła, zaprojektowanego przez słynnego Karla Friedricha Schinkla, królewskiego architekta Prus. Niestety, tragedia przerwała prace – wieża budowanego kościoła runęła, grzebiąc pod gruzami dziesięciu robotników. Król nakazał wznieść świątynię od nowa, mocniejszą, piękniejszą – i to właśnie w jej przedsionku znalazły miejsce antyczne kolumny z włoskiego południa.

Dziś stoją dumnie u wejścia, trochę niedoceniane, choć każdy, kto zna ich historię, spogląda na nie z zupełnie innym uczuciem. Ich gładkie trzony i bogato zdobione głowice z motywami wolut i krzyżem maltańskim zdradzają porządek kompozytowy – rzadkie połączenie elementów stylu korynckiego i jońskiego. To wyjątkowy przykład antycznej architektury nie tylko w Polsce, ale i w całej Europie Środkowej.

Spacerując po parku w Mysłakowicach, wśród stawów i starych drzew, łatwo zapomnieć, że pod stopami kryje się historia sięgająca czasów pruskich królów. Warto więc zatrzymać się przy kościele, dotknąć chłodnego kamienia i pomyśleć, że to samo robił może ktoś dwa tysiące lat temu – gdzieś w Pompejach, w cieniu Wezuwiusza.
Mysłakowice mają wiele do pokazania – królewski pałac, górskie widoki, domy Tyrolskie. Ale to właśnie te dwie skromne kolumny są jednym z najbardziej niezwykłych świadków historii, jakich można spotkać na Dolnym Śląsku. I choć milczą, opowiadają historię, której nie sposób zapomnieć.




